sobota, 11 października 2014

Gdy po prawie dwudziestu latach przerwy powróciłam do dziergania na drutach, w absolutne osłupienie wprowadziło mnie bogactwo włóczek dostępnych na rynku. Drutowanie porzuciłam pod koniec lat 80-tych, gdy w sklepach nie było nawet octu, a co dopiero włóczki. A tu nagle tyle cudownych nitek, w tym te, które na początku mnie najbardziej zafascynowały - wełenki typu lace. Nauczyłam się z nich robić chusty koronkowe - dzięki wielkiej pomocy Maranciaków, a w szczególności Ania, która korespondencyjnie,  cierpliwie  wyjaśniała mi kolejne etapy konstrukcji trójkątnej chusty. Powstało od tego czasu kilka wyrobów mniej lub bardziej udanych - większość można obejrzeć TU
Zawsze jednak miałam w planach robótki z dwóch nitek, które mnie najbardziej fascynowały: LNU   i   JEDWABIU
Są one tak różne jak  Dzień i Noc:
LEN - siermiężny, ostry, twardy, trochę gryzący, strukturalny.
JEDWAB - elegancki - wręcz ekskluzywny, miękki, gładki, delikatny. 
Mimo tych różnic są to nitki, które wiele łączy - przede wszystkim są naturalne, (aby nie użyć modnego słowa "ekologiczne"), a wiec przyjazne dla skóry i środowiska. Przez to, że naturalne i nie filcują się jak wełna, wyroby z nich są zawsze piękne - nawet lekko "zchodzone" pozostają szlachetne w odróżnieniu od akryli, anilan itp. wymysłów.  Mają cudowną właściwość - grzeją gdy zimno i chłodzą, gdy upał. Są jak Dzień i Noc - jedno uzupełnia drugie.
LEN był i w sumie jest nadal trochę trudno dostępny w Polsce i dość drogi - szczególnie biorąc pod uwagę, iż nasz kraj był przed laty lnianą potęgą. JEDWAB - wiadomo - cena potrafi odstraszyć mniej zasobne dziewiarki.  
Jednak mimo tego postanowiłam teraz - nie rezygnując do końca z innych nitek - skupić się na LNIE i JEDWABIU. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bądź miły jak jedwab - bądź szczery jak len.